Andrzej Blikle
"Moim pierwszym samochodem, prowadzonym przeze mnie, była słynna „dekawka” - przed wojną i zaraz po niej niezwykle popularne niemieckie auto. Ciągnęła się za nim podwójna niebieska smużka dymu, a lewarek biegów w kształcie litery L przymocowany był w desce rozdzielczej. Trzy biegi do przodu, jeden do tyłu. Maksymalna prędkość 60km/h. Pożyczałem samochód od taty, w sobotę, gdy wybierałem się do Hybryd podrywać dziewczyny.Dekawka była wersją kombi, tata woził nią towary, więc z tyłu miała sporo miejsca. Jeździliśmy zawsze w sześć osób.
Zamiast zamka na kluczyk była dziura na klamkę. Nosiłem ją zawsze ze sobą. Przez pewien czas w Polsce istniało coś takiego, jak ograniczenie liczby przejeżdżanych kilometrów – w miesiącu bodajże do 200. Chodziło o oszczędność benzyny. Zatem codziennie wieczorem wyciągałem licznik, przekręcałem i przykręcałem z powrotem. To było moje ulubione zadanie. A że robiłem to codziennie, w pewnym momencie wskazówka pokazująca prędkość zaczęła wariować. Obracała się raz w lewo, raz w prawo, a zatem określenie prędkości stało się już niemożliwe."