Miarą wartości samochodu jest to, ile razy w roku byłeś z nim w warsztacie. Ja z jakąś większą naprawą (nie licząc obowiązkowych przeglądów), byłem ostatnio w warsztacie ponad dwa lata temu, a jest to wszak pojazd z 1978 roku.
Ponieważ korzystam z niego cały czas, jeżdżę nim na koncerty, to stał się on moim znakiem rozpoznawczym, jak mój czarny beret. Na pewno go nie sprzedam.
Pilnuję go, sprawdzam, czy nie rdzewieje. Jeśli tylko coś się zaczyna dziać, od razu naprawiam. I on mi się odwdzięcza. To jest taki samochód, który sygnalizuje mi, czego potrzebuje.
Od pewnego czasu wydaje specyficzny dźwięk, oznaczający, że powinienem zająć się rozrusznikiem. I w ciągu najbliższych dni pojadę załatwić sprawę. Mój mercedes wyciągnął mnie także z paru opresji.
Nie jest ważne, ile mój samochód kosztuje. Nie rywalizuję ze swoimi kolegami o to, kto ma najdroższe auto. Ja chcę mieć najpiękniejsze. I mam. "
"Jeździłem kilkoma najważniejszymi z czasów socjalizmu samochodami, takimi jak fiat, zastawa czy skoda, ale moje prawdziwe życie z samochodem zaczęło się, kiedy przypadkiem kupiłem mercedesa z 78. roku, klasa S, wersja 280, W116. Wsiąkłem w ten pojazd totalnie.
Poszukiwałem samochodu, niekoniecznie nowego, ale pięknego. Lubię po prostu piękne samochody. To moja pasja od dawna. Kiedy zobaczyłem ten, długi na 5metrów z okładem, z ospojlerowaniem AMG - zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia.
Kupiłem ten samochód ponad 20 lat temu, jakiś czas zajął mi gruntowny jego remont. Kupowałem wyłącznie oryginalne części, żadnych zamienników. Nie kupuję rzeczy podrabianych, wyszykowałem go w taki sposób, że udałem się nim na objazd po Europie. Przejechałem 6000 km, do Kanału La Manche i z powrotem. Samochód budził sensację, dałem mu żółty lakier, rzucał się w oczy z odległości 10 kilometrów.
Doszedłem do wniosku, że nic już więcej nie potrzebuję, bo to jest taki samochód, że przychodzisz, przekręcasz kluczyk i jedziesz. Solidna niemiecka marka.
Bogdan Gajkowski ( Kapitan Nemo)
Polski wokalista i kompozytor. Studiował filologię angielską na Uniwersytecie Warszawskim. Zadebiutował singlem zawierającym piosenki "Dzieci muzyki" i "Będzie niedziela", jeszcze pod oryginalnym nazwiskiem.
Po jego wydaniu zajął się prowadzeniem zespołu Magiczna Maszyna, pierwszego w Polsce wykonującego muzykę soul[2]. W 1981 roku skomponował utwory "Brylanty" i "Nic naprawdę" na płytę Układy Izabeli Trojanowskiej. Oba nagrania stały się później przebojami.