• Tomasz Iwan

    "Pierwsze moje kontakty z autami PRL-u pamiętam do dziś. To głównie za sprawą syrenki bosto, którą miałem przyjemność podróżowania jako kilkuletni chłopiec wspólnie z ojcem w drodze na trening (tata był trenerem piłki nożnej), a zdarzało się też, że na „pace” znajdowała się cała seniorska drużyna Później było trochę bardziej luksusowo, kiedy to rodzice kupili dacię , szczyt marzeń każdej rodziny w tamtych czasach.

    A jeśli chodzi o moje pierwsze auto, był to  zupełnie nowy fiat 126P bis, zakupiony przez moich rodziców i przekazany mi do użytkowania. Zupełnie nowa konstrukcja, z silnikiem chłodzonym cieczą i otwieraną tylną klapą, gdzie mieścił się bagażnik, a silnik znajdował się pod podłogą bagażnika. Wydawało mi się wtedy, że lepszego auta nie można mieć! Maluszka dosyć mocno eksploatowałem na trasie Ustka – Poznań, gdzie zaczynałem grać w piłkę na wyższym poziomie.

    Po złożeniu tylnych siedzeń przestrzeń ładunkowa wydawała się nie mieć ograniczeń. Prędkość maksymalna, jaką udawało mi się wycisnąć (z górki) 135 km/h robiła na mnie ogromne wrażenie i trudno mi było wtedy sobie wyobrazić, że można szybciej jeździć. Samochodów, jak się później okazało, miałem całe mnóstwo, wliczając w to najlepsze motoryzacyjne marki, takie jak porsche czy maserati. Moje postrzeganie  samochodów cały czas się zmienia i zmienia, jednak biały FIAT 126P bIs zawsze będzie miał miejsce w moich wspomnieniach motoryzacyjnych."

  • Daniel Passent

    "Pierwszy samochód kupiłem od Mamy w latach 90. Biały „Maluch“ zwany pieszczotliwie „Białym śnieżkiem“ na cześć jego poprzednika „Żółtego słoneczka“ tej samej marki. To w nim odbywałem pierwsze dalekie podróże z Krakowa do Zakopanego, to nim przemierzyłem w 1999 roku trasę Kraków -Warszawa rozpoczynając trwający do dziś  „romans“ z Warszawą.

    Kochałem to auto. W trakcie mroźnych zim, gdy zapaliło, całowałem kierownicę z wdzięcznością.

    Jedyne włamanie, również wiąże się z moim debiutanckim samochodzikiem. Złodzieje wypatrzyli dwie kasety VHS na przednim siedzeniu. Rozbili boczną szybkę. Drobinki szkła na gumowym dywaniku do dziś śnią mi się w najgorszych koszmarach.

    Gdy nadszedł już czas na nowe auto pojawiła się szansa na piękną i mądrą zmianę w sztafecie istnienia mojego malucha. Przyjaciele brali ślub i na początek ich wspólnej drogi pomyślałem - fiacik będzie jak znalazł!!!

    Faktycznie przez kilka miesięcy Śnieżek służył im wiernie. Potem zaparkował w leśnym ogrodzie w Beskidzkiej Tokarnii. Tam dogorywał, rdzewiejąc.

    Po 5 latach dostałem wezwanie do sądu w Krakowie. Okazało się, że z mojego Śnieżka miejscowy gang ukradł coś  o wartości 250 zł. Sąd uprzejmie zapytał czy auto należy do mnie? Odpowiedziałem, że tak. Czy wnoszę roszczenia wobec gangu. Nie – szybko odparłem.

    Nauczyło to mnie dwóch rzeczy. Po pierwsze, by szanować i dbać o przedmioty nawet gdy ich czas już przemija. Po drugie, by pamiętać, że zawsze należy przerejestrować samochód!"

  • Ryszard Rembiszewski

    "Pierwszy samochód – fiat 126 p na upragniony talon. Ile było szukania znajomości, żeby szybko odebrać i to w wymarzonym kolorze. Latem długie jazdy na Hel (ile się w tym aucie mieściło!!!), a zimą wyjmowanie na noc akumulatora... i te przeróżne zabezpieczenia... Ukradziony kiedyś, szybko się znalazł na sąsiedniej ulicy, bo złodziej zobaczył, że wskaźnik paliwa jest na minimum. Nie wiedział, że wskaźnik paliwa jest zepsuty, a bak jest pełen.

    To były niezapomniane czasy!!! "

  • Przemysław Saleta

    "Mój pierwszy samochód nie był samochodem czasów PRL-u, ale moje pierwsze, własne doświadczenia wiążą się właśnie z takim samochodem- fiatem 126 p.  Właścicielem pojazdu był oczywiście mój ojciec, a samochód został zakupiony „na talon”. Miałem 12 lat i do motoryzacji ciągnęło mnie już wtedy. Marzyłem żeby małym fiatem pojeździć, ale tato nie chciał się zgodzić. W związku z tym „jeździłem” samochodem sam - po garażu. A konkretnie - na rozruszniku. Dwa  metry do przodu i dwa metry do tyłu. Te moje jazdy trwały kilka miesięcy, dopóki nie przesadziłem i nie zatrzymałem się tyłem „malucha” na bramie garażowej."

  • Marek Włodarczyk

    "Na moje pierwsze auto czekałem dosyć długo, ale wynikało to z mojego zainteresowania motocyklami, bo już jako 16-letni posiadacz prawa jazdy byłem dumny z podarowanego mi przez ojca WSK, który przerobiłem na motocykl „crossowy”, bo ścigać się nim nie dało rady.

    Przez następnych 9 lat byłem w posiadaniu jawy 175 i jawy 350 tzw. ogara.  Był też avo simpson, a ostatnią maszyną harley davidson. A moje pierwsze własne auto to nowy model fiata 126p, kupiony za pieniądze zarobione w Szwecji. Jeździłem tym „maluchem” przez 3 lata. Był niezawodny, przejechałem nim pół Europy, prawie bezawaryjnie. Pamiętam, kiedyś w drodze do Berlina Zach., jakieś 20 km przed granicą, nagle silnik zaczął się krztusić, słabnąć i zgasł. Jechałem z moją dziewczyną, kiedy wysiedliśmy, otworzyłem klapę od silnika i oboje zastanawialiśmy się, co jest przyczyną awarii. Grażyna wskazała na kopułkę aparatu zapłonowego i powiedziała, że to „coś" wisi... Miałem taśmę izolacyjną, więc podkleiłem to „coś” i chwilę później jechaliśmy 100 km/h w kierunku Berlina. Z wielu opresji mój fiat wychodził obronną ręką.

     Niczym dla niego była zima 100-lecia, nawet wtedy, kiedy na „gierkówce” wpadłem w poślizg i z dużą szybkością wjechałem w przydrożną zaspę śniegu, tak że „maluch” zarył do połowy karoserii. Dookoła mnie biało, drzwi nie można otworzyć, silnik zgasł. Co robić? Odpalam, wrzucam wsteczny i... wyyyyjeżdżam z zaspy przekonany, że cały przód auta rozwalony. Wychodzę, patrzę a tu nawet lakier nie porysowany. Taki to był mój „maluch”. Karierę skończył niestety na jednym z łódzkich skrzyżowań, kiedy to ciężarówka wymusiła pierwszeństwo przejazdu."

Sklep:

Partnerzy:

Copyright © by CPM